Na razie jeszcze wszystko jest świeże. Pełnia barw jeszcze gdzieś tam majaczy przed oczami, ale robi to soczyście. Błękit jest błękitem, zieleń zielenią, a purpura słońca - purpurą. Na razie, gdy zabraknie koloru, to można iść go sobie "odświeżyć". Jak sobie pomyślę, że lada chwila zacznie szaro buro lać z nieba strugami deszczu, a zaraz potem będzie w mieście ... nijak, to żal serce ściska, że do następnego lata tak daleko. Wiem, że generalnie 1/3 składu już ostrzy zęby na narciarski sezon, ale ja jakoś wolę lato. Lew jestem, to nie mam wyboru. Lubię ciepełko, lenistwo, różnorodność i takie tam.
Biorąc pod uwagę, że zmuszam się do szukania pozytywnych stron w otaczającym mnie krajobrazie, to muszę stwierdzić jednoznacznie, że jeszcze jest tak zwana aura przejściowa, czyli jesień, która, mam nadzieję, też trochę potrwa. Może się zdarzyć, że liście z drzew opadną w jedną noc, zaraz po kasztanach, ale jakoś mam przeczucie, że nacieszę się jesienią. Jeszcze moje szkło rządne kolorów. A póki co... gdzie ta płyta Urszuli... a jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz