środa, 2 września 2009

Luz - blues w niebie same dziury

No to zaczęło się tak samo, jak się w czerwcu skończyło. Najfajniejsze jest to, że Maleńtas jest jeszcze w tym wieku, co to się człowiek cieszy, że idzie do szkoły. Ja już w tym wieku, w którym się człowiek cieszy, że to nie on musi do szkoły iść.
Na razie jeszcze wszystko jest świeże. Pełnia barw jeszcze gdzieś tam majaczy przed oczami, ale robi to soczyście. Błękit jest błękitem, zieleń zielenią, a purpura słońca - purpurą. Na razie, gdy zabraknie koloru, to można iść go sobie "odświeżyć". Jak sobie pomyślę, że lada chwila zacznie szaro buro lać z nieba strugami deszczu, a zaraz potem będzie w mieście ... nijak, to żal serce ściska, że do następnego lata tak daleko. Wiem, że generalnie 1/3 składu już ostrzy zęby na narciarski sezon, ale ja jakoś wolę lato. Lew jestem, to nie mam wyboru. Lubię ciepełko, lenistwo, różnorodność i takie tam.
Biorąc pod uwagę, że zmuszam się do szukania pozytywnych stron w otaczającym mnie krajobrazie, to muszę stwierdzić jednoznacznie, że jeszcze jest tak zwana aura przejściowa, czyli jesień, która, mam nadzieję, też trochę potrwa. Może się zdarzyć, że liście z drzew opadną w jedną noc, zaraz po kasztanach, ale jakoś mam przeczucie, że nacieszę się jesienią. Jeszcze moje szkło rządne kolorów. A póki co... gdzie ta płyta Urszuli... a jest...

Brak komentarzy: