poniedziałek, 30 marca 2009

Ostatnie mgnienie zimy.

No to finisz Białej Damy był przedni. Nie ma co. Śniegu tyle, że pomyślałby kto. Jak nie koniec ino początek. A zaczęło się niewinnie od wiadomości na trójce, że w Tatrach, to góralszczyzna dawno takiego śniegu nie widziała, co by miał 3 metry z dużym hakiem.
No to żem se pomyślał - "ostatni gwizdek na narty".
Spakowali się w piątecek i poszli. Ekstra było. Puszek, mgiełka, ludzi malutko. Tylko jechać tam i nazad to mnie się w ogóle nie kce... trza by jaką stancję kupić w tych Czechach...
A tera narty na kołku, buty łobok i cekajom do pirsego śniegu na listopad...
Ale tragedii nie będzie z tego. Już grill mi zapachniał, ptaki zaśpiewały w lesie, sarna przed nosem przespacerowała. Wieje wiatr na zmiany. Tylko, żeby nie za bardzo rewolucjonizował, bo mogę nie wytrzymać. Wystarczy na razie kłód, bo nazbierało się ich tyle, że można by tratwę zwodować. Z Borubarem. Ale o tym sza.