poniedziałek, 10 marca 2008

Biało mi...

Nie jest mi do końca znana przyczyna takiego stanu rzeczy. Zapewne jedną z wielu przyczyn jest zła dieta, inna przyczyna to stres, zapewne ciągły. O, tempora. Zazdroszczę facetowi z reportażu, który widziałem kilka dni temu. Facet wyjechał sobie w Bieszczady, kupił kawałek ziemi i żyje tam z dziećmi uprawiając kilka morgów pola. Spokój, cisza, praca od rana do wieczora. Z jednym małym wyjątkiem: osobnik dokonał świadomego wyboru. Pewnego dnia spakował się i wyjechał. Nie chciał być biały. A ja bieleję. Może trochę wolniej, niż jeszcze parę miesięcy temu, ale jednak... Nie jest to stan rzeczy, który można łatwo zaakceptować. Moim zdaniem jest to pierwszy z kilku dzwonków, które można, ale nie trzeba usłyszeć. Ja, podobnie jak Piotruś Pan, jeszcze słyszę Dzyń. W zeszytach Maleństwa, w otoczeniu drzew w lesie, w uśmiechu Pięknej. Słyszę Dzyń. A ta wróżka nie jest tą, która jak Temida waży za i przeciw. Ona wyraźnie (jeszcze) woła: "może być inaczej". Tendencyjnie i subiektywnie nawołuje do pozostania małym chłopcem, albo co najmniej do powrotu do tego stanu. Nie jest to już tak całkowicie możliwe - najważniejszą kontrą są Maleństwo i Piękna. Ale spokój i cisza... Jednak marzenia jeszcze są na wyciągniecie ręki. I zdecydowanie mogą dać się zrealizować. A Dzyń będzie wołać za mną, jak za małym chłopcem. A będąc podobnie jak Piotruś Pan Narcyzem, pochlebia mi ten głos. Dopóki słyszę jej wołanie, nie boję się bielenia.