wtorek, 31 stycznia 2012

Mnie narty w tym roku zdecydowanie ominą. Ale reszta sobie poszalała. Byle do grudnia :)

środa, 16 marca 2011

Ehhh...


Wybuchła moja piękna wreszcie. I mam kolejny dowód na to, że ja zawsze mam wesoło. Rodzinny poród? A i owszem, ale wyjątkowo jakiś bakcyl jest w szpitalu i zamkniemy placówkę dla postronnych. A w ogóle to zamkniemy tak, żeby przez trzy dni nikt nie wchodził nawet na odwiedziny. Wietrzę też spisek drugiej połowy, która ma plan, żeby mi z potomka zrobić maminsynka.
BO na przykład: zielony to kolor niepożądany; herb WKSu?! "Błagam cię..."; jakieś czapeczki z misiowymi uszami za to są okej.
A ja i tak delikatnie żłobiąc koryto rzeki dopnę swego. Z imieniem dałem radę, to reszta będzie pikuś.
Aha. Las znowu wycieli w pień. Polanę zrobili w miejscu, gdzie gęstwina nieprzebyta się panoszyła. Nowe idzie...

czwartek, 30 grudnia 2010

Im bardziej prószy śnieg bim - bom...


Ale mnie tu dawno nie było. Jesień zamieniła się w zimę. Może i dokuczliwa, może i śnieżna, mroźna, ale za to jaka ta zima. I nie ma co się dalej rozpisywać o tym , dlaczego jednym pasuje, a drugim nie. Służbowo jest oczywiście beznadziejna, ale prywatnie bardzo ją lubię. Szczególnie, jak mała ma humor. Można trochę bezkarnie poszaleć na sankach i nikt nie patrzy jak na świra. Co kazało mi zanotować, że sanki maskują "prawdziwe ja". No i wolne od szkoły. No i od pracy. No i można pofolgować delikatnie.
Z resztą jakoś dajemy sobie radę. Przestawianie najbliższego otoczenia w toku i miejsca jakby więcej się robi na różne rzeczy. Przeróżne :)
I ci co mają rosnąć - rosną.
I ci co mają nie rosnąć - nie rosną, a wręcz ich ubywa.
Proza życia. I jedno życzenie na nowy rok. To, co dobre - pozostaw. To, co mniej dobre - ulepsz. To co złe - a kysz! I byle do marca... ;P

niedziela, 19 września 2010

17 września...




Data oczywiście historyczna. Jakoś się tak trafiło, że chłopaki zaciągnęli mnie do Lubina, żebym tam mógł zobaczyć rekonstrukcję przekazania jeńców i bitwy z końca wojny. Fajni ludzie, zgrani. Pasjonaci pełną gębą, którzy dużo wiedzą o tamtym okresie, zwracają uwagę na najdrobniejsze detale, a na dodatek dobrze się przy tym, bawią. Masa przygotowań, ale efekt jak najbardziej warty całego szumu. A ja znowu mogłem wziąć do ręki mikrofon, bawić się w lektora, poimprowizować. I jeszcze fotek parę postrzelać.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Pierwsze koty za płoty...




inauguracja miała miejsce (oczywiście) w sobotę.