środa, 16 marca 2011

Ehhh...


Wybuchła moja piękna wreszcie. I mam kolejny dowód na to, że ja zawsze mam wesoło. Rodzinny poród? A i owszem, ale wyjątkowo jakiś bakcyl jest w szpitalu i zamkniemy placówkę dla postronnych. A w ogóle to zamkniemy tak, żeby przez trzy dni nikt nie wchodził nawet na odwiedziny. Wietrzę też spisek drugiej połowy, która ma plan, żeby mi z potomka zrobić maminsynka.
BO na przykład: zielony to kolor niepożądany; herb WKSu?! "Błagam cię..."; jakieś czapeczki z misiowymi uszami za to są okej.
A ja i tak delikatnie żłobiąc koryto rzeki dopnę swego. Z imieniem dałem radę, to reszta będzie pikuś.
Aha. Las znowu wycieli w pień. Polanę zrobili w miejscu, gdzie gęstwina nieprzebyta się panoszyła. Nowe idzie...

1 komentarz:

MONIA L pisze...

No Kochany, GRATULUJEMY!!!
spisałeś się :). Teraz tylko pierścionek z brylantem dla małżonki za ten ciężki trud porodowy i będzie super :):):)