środa, 20 stycznia 2010

Flota


Aaaaaale się rozleniwiłem. Pisanie ostro-tępych ugrzęzło w błocie pośniegowym, zmianach, ewolucjach i innych takich.
Po pierwsze primo - co się miało ułożyć się ułożyło. Zarówno prywatnie jak i zawodowo wszystko idzie w kierunku wcześniej zamierzonym, który jest słuszny i daje jako takie widoki na przyszłość.
Po drugie primo - plany bardziej ambitne póki co wiszą. I to jest całkowicie niepokojące. Abstrakcja tego procesu polega na tym, że nie dotyczy on mnie bezpośrednio. Nie wiem jak to wytłumaczyć, bo proces jest dość skomplikowany, dlatego Bóg jeden wie, jak się to ułoży wszystko i "w Nim pokładam nadzieję". Tragizm polega na tym, że czas ucieka zdecydowanie za szybko i pewne decyzje powinny zostać już dawno wdrożone, mechanizmy uruchomione, a tu wszystko w ... .
Po trzecie primo masa rzeczy dzieje się wokół małej istoty. Trzeba nakładać do łebka, że są pewne sprawy, które muszą mieć w życiu numer jeden. Jakoś idzie na razie. Zobaczymy jak długo.
I po czwarte primo - jak widać na obrazku - piłka. Przemyślenie, które nie należy do mnie, ale jest jakby moje: dla was to tylko piłka - dla mnie sens życia. Zastanawiałem się nad tym ostatnio. Baaardzo długo i głęboko. Jestem chory. Najpierw przez dwa tygodnie żyłem turniejem w Namysłowie. Jak kupiłem piłkę ze składkowego (pięęęękna replika Jabulani) to cieszyłem się jak pajac. Już kombinuję, jak tu na mecz się urwać (na wyjazd znaczy) do Bytomia w końcówce lutego. Potem przyszło olśnienie. To jest mój malutki azyl. Małe halo, żeby nie zwariować. Mała odskocznia, żeby codzienność nie była jednokolorowa. Jestem chory. A na koniec pomyślałem, że jest nas miliony. Jak flota pod jedną banderą. To dlatego z mojego języka wyrzuciłem słowa MOST i STAL.

Brak komentarzy: