sobota, 6 czerwca 2009

Zielono... kolorowa szkoła


Leżało w postach do edycji, ale się doczekało. No to do meritum, mimo iż od samego zdarzenia minęło trochę czasu.
Nie wiem jak inni, ale ja lubiłem jeździć na szkolne wycieczki. Kumple, zmiana klimatu, luźniej, bo nie w szkole itp. Generalnie pewnie dotyczy to wszystkich, którzy chodzili kiedykolwiek do szkoły. Kilkudniowe wycieczki stanowiły jednak rzadkość.
Nigdy nie pytałem rodziców, jak to wyglądało z ich strony i swoje dziewicze doświadczenia musiałem analizować w pojedynkę (no, "podwójkę"). I tak o ile dzień pierwszy przeleciał jak z bicza strzelił, o tyle dzień drugi upłynął pod znakiem cichego domu, braku gadatliwej istoty i .. telefonu. Telefonu, który zadzwonił pod wieczór i zakomunikował, że Maleńtas tęskni. Informacja była krótka i treściwa, a potem przemówiła sama istota, która z rozbrajającą szczerością oznajmiła, iż w rzeczy samej tęskni, ale "niech mama się nie smuci, w piątek wracam". Rozbroiła mnie.
A potem była niestety epidemia żołądkowa, która przeleciała, przez wszystkie dzieciaki i zepsuła im ostatni dzień i ostatnią noc nie omijając opiekunów zgromadzenia, a po kilku dniach z łoskotem przetoczyła się po Pięknej i po mnie. Ała na samą myśl jeszcze dziś.

2 komentarze:

MONIA L pisze...

Ojojojojojojjjjj... no to mała masakra w takim razie,ale tak to jest-SANEPID trza było nasłać na dziadów jednych

Raf pisze...

to jakieś takie było bardziej zawirusowane chyba... ale nie wiem, nie znam się,...