piątek, 14 grudnia 2007

Czas nie czeka na nas

Jestem spóźnialski. Mea culpa. Nigdy (odkąd sięgam pamięcią) nie byłem w stanie zdążyć na czas. Na własny ślub się wprawdzie nie spóźniłem (dzięki Bogu), ale mało brakowało. Na poprawkę z fizyki zaspałem, do kina wchodzę w ostatniej chwili, ale poprawa tego stanu jest już wyraźnie zauważalna. Generalnie z wiekiem nie spóźniam się, ale jestem "rychło w czas". I chwała Panu. Nie wiem jeszcze tylko, czy jest to zależne od postępującego wieku, czy też zgodne to bywa z nowymi zwyczajami, które ciężko (bo ciężko) i mozolnie zadomowiają się w moim codziennym bytowaniu.
Mimo wszystko to moje spóźnianie nie zwalnia mnie z obserwowania upływającego czasu, kiedy ktoś zachowuje się tak w stosunku do mnie.
Nie jestem specjalnie wredny i nie wypomnę nikomu spóźnienia rzędu 10-20 minut, ale strasznie nie lubię, kiedy marnotrawi się mój czas. Najgorsze jest to, że nie chodzi o dosłowne marnotrawienie mojego czasu, ale posrednie wpływanie na mój tykający zegar.
Przykładów można by mnożyć bez końca. Reklamy w telewizji, które ciągną się w nieskończoność. Niech one sobie nawet będą w najlepszym momencie filmu - ja to rozumiem, bo to prawa marketingu stosowanego. Tylko za jakie grzechy tak długo?
Ale nie reklamy były przyczynkiem do napisania tego tekstu. To spotkanie szkoleniowe, na którym nudzę się strasznie i płodzę słowa powyższe i poniższe. Temat w ogóle mnie nie obchodzi, bo mnie po prostu nie dotyczy. A trzeba siedzieć, patrzeć i udawać, że się słucha słowotoku. Może gdyby temat pasją się przejawiał jakową, albo prelegent historyje jakowe nakreślać próbował. Nic z tych rzeczy. Nuda. Obsługa programu, którego nie będę używał, a którego obsługa mojej córce za 4 lata zajęła by ... 15 minut. Tu wszystko wlecze się już 4 godziny.
Marnuje się mój czas. Nie mam na to wpływu. Ktoś zadecydował, że mam siedzieć i wpatrywać się w projektor. Trudno. Tylko, że w tym czasie mógłbym robić inne rzeczy.
Kara Boska za moją postawę moralną. Katharsis, które pozwoli mi odkupić swoje winy.. do następnego razu. Koniec. Wreszcie do domu.

Brak komentarzy: